piątek, 2 listopada 2012

Teorie G. Taubesa - Dlaczego tyjemy i jak sobie z tym poradzić?

Szukając informacji na temat powiązania żywienia i hormonów natknęłam się na publikacje G. Taubesa i w ręce wpadła mi tytułowa. Książki nie przeczytałam jednym tchem, nie było na to warunków jak również pewne kwestie zawarte w tej książce wymagały przetrawienia.

Szczerze napiszę, pierwszy raz zetknęłam się z logicznym uzasadnieniem, dlaczego moje zeszłoroczne próby odchudzania przyniosły kiepskie wyniki mimo starań, skąd te marne efekty z poprzednich miesięcy stosowania tzw. zdrowego żywienia na moją wagę i zdrowie... no i przede wszystkim przeczytałam odniesienia do badań o powiązaniu problemów hormonalnych z rozrostem tkanki tłuszczowej kosztem innych tkanek (Taubes przytacza opinie, że niekiedy tkanka tłuszczowa zachowuje się podobnie do komórek raka).
Nic dziwnego, że zdrowie się sypie coraz bardziej jak najważniejsze składniki sa zasysane przez tkankę tłuszczową kosztem innych części ciała. Wreszcie wiem, co spowodowało w poprzednich dwóch latach wiele problemów z wagą, jaki to miało związek z przyjętą przez mojego lekarza linią leczenia. Po lekturze książki miałam ochotę go zamordować. Taubes opisywał m.in. przeprowadzone już wiele lat temu eksperymenty - ach, te biedne szczury laboratoryjne..., których pozbawiano lub którym zmniejszano poziom estrogenów, jak to wpływa na insulinę czy zdolność (lub brak) do pobierania energii z tkanki tłuszczowej. Tkanka tłuszczowa tylko ciągle absorbowała energię, bez zdolności do jej oddawania ze  względu na brak substancji przeciwstawnej do insuliny spowodowany z kolei zaburzeniami hormonalnymi (niski poziom lub brak konkretnych hormonów). Książka trochę mną wstrząsnęła, pod tym względem że wymyślono i odkryto te teorie jeszcze przed II wojną światową! Taubes je po prostu zebrał w jednej publikacji nie ustrzegając się podobo jakichś tam błędów, a potem stworzył książkę przyjaźniejszą dla przeciętnego Kowalskiego - tą, po którą ja sięgnęłam. Znalazłam odpowiedź na wiele pytań o przebieg ostatnich dwóch lat, jedno jest pewne: człowiek po zapoznaniu się z taką książką zaczyna mieć poważny problem z definicją tzw. zdrowego odżywiania. I powoli głupieje...

Książka zawiera nie tylko teorie kontrowersyjne z punktu widzenia dzisiejszej dietetyki opartej na zasadzie "mniej żreć, więcej się ruszać", odnosi się do powszechnie zaobserwowanego faktu iż przyjmując mniej pokarmów lub wręcz głodując, mamy mniej energii i trudno nam uprawiać sport. Mając więcej składników odżywczych, mamy więcej energii i chęci do działania.

I chyba ostatecznie na tym stanie, na próbie dostarczania jak największej ilości ważnych składników odżywczych i zarzuceniem skrupulatnego liczenia kalorii. Pewnie, wciąż jest to istotny czynnik, ale na pewo już nie decydujący wg mnie. Książka na pewno dostarczyła logicznych teorii i odpowiedzi na wiele pytań, na które dotychczas nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Ostatecznie na pewno wprowadzę sporo wskazówek dotyczących żywienia i naprawy wieloletnich błędów, najpierw jednak fundnę sobie prawdopodobnie kilkudniową wersję diety Dąbrowskiej. Jak pisałam wcześniej, ciężko jest pilnować odżywiania i tego, co się spożywa, jeśli jest się skazanym na gotowanie przez osoby trzecie. Poza tym, dodatkowa dawka wszystkich tych dobrodziejstw zawartych w warzywach i owocach nie powinna zaszkodzić, a wręcz pomóc zahartować przed zimą - póki jeszcze kończy się na nie sezon i nie zmasakrują mi portfela... ;)

**
P.S. Dodałam parę linków ostatnio, polecam zajrzeć. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz