piątek, 24 marca 2017

3 miesiące po poście

Idzie ku lepszemu. 

Pozbycie się tylu toksyn i uregulowanie snu na ostatni poście było najwyraźniej przełomem, którego mój organizm potrzebował. Być może nieprawidłowości w metaboliźmie i wchłanianiu były tak duże, że leczenie stanu przedcukrzycowego nie miało szans zadziałać, albo post naprawił coś, co blokowało leczenie.  

Nadal biorę leki, pilnuję aktywności i jedzenia zgodnego z moją przypadłością. Przeważnie - są wpadki, jestem tylko człowiekiem. Większość męczących objawów choroby szczęśliwie minęła albo zmniejszyła się znacząco. Post był takim przełomem, gdzie wreszcie sprawy ruszyły tak jak trzeba. Nawet waga idzie wręcz w tempie ekspresowym jak na problemy z 3cyfrową insuliną po 2h - około 10 kilo stracone od listopada, w tym 6 po poście. Jak poprzednio napisałam, moje stawy są bardzo wdzięczne za każdy kilogram mniej. Kondycja znów się poprawia i wreszcie doświadczam pozytywnych efektów regularnego treningu. 

10 kilo w niespełna pięć miesięcy niektórym może się wydawać znikome. Ale przy hiperinsulinemii i stanie przedcukrzycowym każdy kilogram to nieustająca wojna na wszystkich frontach. Byle drobiazg powoduje zatrzymanie wagi lub jej wzrost. Na jakimś forum przeczytałam, że tyjemy od samego patrzenia na jedzenie. Coś w tym jest... ;)

Są dni, gdzie pomimo postu i leczenie, nadal objawy choroby mi doskwierają, gdy po posiłku zasypiam na stojąco, wstaję "lewą nogą" bez powodu albo przelatują przeze mnie hektolitry wody bez żadnego efektu. Są też dni, gdzie zachowuję się jak normalny człowiek bez dziwnych napadów złości czy depresji. Szczęśliwie te drugie przeważają. 

Dzisiaj z perspektywy czasu czuję się nieco jak ta żaba, z przypowieści o wrzuconej do zimnej wody i powoli zagotowanej na śmierć. Wrzucona do zbyt gorącej wody pewnie by nawet w odruchu starała się uciec, ale wrzucona do zimniej i z powoli wzrastającą temperaturą wody pewnie by tak łatwo nie uciekła czy zorientowała się w niebezpieczeństwie. Byłam jak ta żaba, nie rozumiem, jak mogłam godzić się na takie życie. Jak mogłam tak żyć, z dochodzącymi z każdym miesiącem objawami choroby? Najwyraźniej nierównowaga hormonalna 'padła' mi na mózg. Negatywy wkradały się powoli, dzień za dniem pogarszając codzienne funkcjonowanie. Zanim trafiłam na dobrego specjalistę, minęło prawie dwa lata. Ech :(

Nadal planuję powtórzyć post. Prawdopodobnie wiosną, gdy będą dostępne młode warzywa a jednocześnie jeszcze nie będzie pełnego sezonu. Przejście obojętnym wobec cudów dostępnych w warzywniaku w pełni sezonu byłoby ponad moje siły, zwłaszcza że przecież na poście odwiedzam go prawie codziennie. 


czwartek, 22 grudnia 2016

Po 3 latach... drugi post

Po trzech latach z powodów zdrowotnych zdecydowałam się na pełniejszy post. 
W tym wypadku trwał ponad 3 tygodnie. Zrezygnowałam z jego kontynuacji ze względu na pogłębiające się objawy niedoborów. Chciałam się podleczyć, a nie powodować nowe dolegliwości :)

Czy tym razem było inaczej? Zdecydowanie. Byłam znacznie lepiej przygotowana i zorganizowana. W post weszłam powoli - całe 2 tygodnie przez stopniowe wyłączanie produktów niedozwolonych.

Dlaczego zrobiłam post? Mam stan przedcukrzycowy, hiperinsulinemię - pogarszały mi się wyniki, mimo że na lekach jestem od miesięcy i to na maksymalnych dawkach. 
Najgorsze były objawy choroby, po lekach lekko się zmniejszyły ale nadal nie byłam tą samą osobą co 2 lata temu. Choroba zmienia umysł i układ hormonalny. Zachcianki i humorkii jak w ciąży, zero sił, ogromny problem ze snem, skórą... Długo wracała choroba, podstępem wkradając się po kawałku do mojego życia. Zanim znalazłam przyczynę tego szaleństwa, minęło sporo czasu. 

Kiedy człowiek jest zdesperowany, to i różnych metod się chwyta... tak więc w którymś momencie powróciłam do myśli: a może post Dąbrowskiej? Post Dąbrowskie dedykowany jest właśnie chorobom metabolicznym. Tylu rzeczy już próbowałam, więc czemu nie? Wprawdzie nie schudniesz na nim za wiele, ale przy IO to i kilogram w dół jest sukcesem, ale po przekopaniu czeluści internetu i relacji setek osób stwierdziłam, że nie ma już nic do stracenia i chociaż minimalne zmniejszenie objawów polepszy mi jakość życia. Wierzcie mi, po 1,5 roku zmagania się z bezsennością, napadami agresji, narastającą alergią, brakiem sił, odporności, zatruciem organizmu...  można być nieźle zdesperowanym. 

Głód
Na początku z uczuciem głodu było różnie. W miarę się wyłączył mniej więcej po tygodniu ścisłego postu. Czasem coś wracało, albo spory głód jeśli nie zorganizowałam się wystarczająco z jedzeniem (chyba był to głód bardziej psychiczny bo dopadał mnie tylko wtedy, gdy nie miałam ze sobą dozwolonego jedzenia) albo chętka na coś spoza listy dozwolonych składników. Wychodzenie też jest dla wielu osób problemem, bo włącza się z powrotem chęć na jedzenie i nie ma już tego reżimu... ja na szczęście nie mam problemu. 

Skóra i woda
Jednym z objawów choroby były problemy z nawodnieniem. Woda przeze mnie przelatywała i nadal niestety tak jest. Wciąż walczę z suchą skórą. Poprawiła się jej jakość w pierwszym tygodniu, po czym przez brak tłuszczy zaczęłam mieć typowe objawy niedoborów. Sucha, łuszcząca się skóra, bolesne pękniecia na niej, napięcie. Od lat reaguję źle na brak wystarczającej ilości tłuszczu w diecie - tym razem to była ekspresowa kolejka w dół. Pogorszyło mi się widzenie po zmroku, co w połączeniu z częstą jazdą samochodem popołudniu i wieczorem nie było czymś, czego nie dało się nie zauważyć. Witamy z warzyw nie miały się w czym rozpuścić - głównie wit. A jak podejrzewam. 
Wychodzenie z postu zrobiłam po swojemy i jednym z pierwszych dodatków w menu było masło. W ciągu kilku zaledwie dni zniknęła większość opisanych problemów. 

Skóra na ciele oczywiściła się - bardzo poprawił się koloryt, nie ma tej suchości jeszcze sprzed postu, jest "gęstsza" i gładsza. Mam wrażenie, że wyglądam młodziej. Wcześniej usuwanie toksyn u mnie nie działało prawidłowo - miałam szarobury kolor skóry, łatwo przesuszała się, co chwilę coś wyskakiwało na buzi mimo trzymania diety (co pewnie też było objawem problemów hormonalnych) i zupełnie nie widać było tych codziennych 2,5 l wody. W czasie postu dwa razy wysypywało mnie mocno - na buzi i na ciele. Post w połączeniu z szybkim wprowadzeniem tłuszczy przy wychodzeniu, bardzo poprawił moją skórę. Mam nieodparte wrażenie, że po prostu organizm w końcu pozbył się wielu zalegających toksyn, których nie umiał się pozbyć. Mam nadzieję, że naturalne procesy ich usuwania chociaż trochę się naprawiły. Powtarzanie pełnego postu 2 razy w roku wydaje mi się na ten moment zbyt ekstremalną metodą na ich usuwanie :D

Niektóre osoby skarżyły się po dłuższych postach na wypadanie włosów. U mnie nic takiego nie miało miejsca, paznokcie też nie ucierpiały. 

Po poście czasem nadal mam problem z nawodnieniem. Często odczuwam pragnienie, mimo że  dużo piję (wody, soki warzywne albo mieszanka jednego i drugiego), jem dużo zup, w jedzeniu też jest wszakże woda... To nie są płyny pozbawione minerałów itp.  składników. Pewnie dopóki insulina i cukier nie spadną mi trwale do normalnych poziomów, będę miała dalej problemy z nawodnieniem. 

Sen
W drugiej połowie postu, nawet nie wiem kiedy... albo to ze zmęczenia, zmienił mi się wzór snu. Jest sukces i to ogromny :DDDD Już nie potrzebuję melatoniny czy innych tego typu substancji by zasnąć po męczącym dniu. Wręcz przeciwnie. Dziesiąta i oczy same mi się zamykają :) nie budzę się już dziesięć razy, pobudki tego rodzaju w nocy - niegdyś regularnie - mogłabym policzyć teraz na palcach jednej ręki. Rano dalej ciężko mi wstać, i nadal z chęcią kimnęłabym się w ciągu dnia - zwłaszcza po posiłkach. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Ale zmiana nocnego snu jest przeogromna i dla samego tego efektu warto było wytrwać. Po półtora roku wreszcie naturalnie jestem w stanie przespać całą noc.

Samopoczucie i energia
Totalny brak energii - ale to nie nowość u mnie. Nie doznałam żadnego przypływu energii, o którym pisze tyle osób na poście Dąbrowskiej. Samopoczucie dobre, wybitnie pomógł regularny sen. Powoli zmiejszają mi się naprzemienne napady agresji i depresji, te bez powodów zewnętrznych. Z jednej strony efekt leczenia, ale post myślę że też się przyczynił do poprawy. Na pewno nie zmienił kierunku zmian - idzie ku dobremu. 

Organizacja
... to podstawa na poście. 
W odróżnieniu od poprzedniego, krótkiego 2 tygodniowego, nie robiłam tylu surówek, nie jadłam ekstremalnie różnorodnie jak zaleca Dąbrowska. Lekka różnorodność tak, dużo przypraw i ziół, bez kminku. Podobnie jak z kiszoną kapustą, dla mnie był paskudny i nie byłam w stanie ich jeść. Z kiszonek zakwas buraczany oraz ogórki. Zakwas piłam już wcześniej, jako że moje jelita nie lubią produktów ze zbóż, glutenu i nabiału. Bywało, że cały mój posiłek składał się z jednego warzywa, ale to raczej rzadkość. Starałam się minimum te 3-4 zjeść, albo więcej. Oprócz oficjalnych zaleceń, to zwyczajnie metoda na to, by się nie zniechęcić. Jedzenie tego samego non stop szybko się nudzi. Może jest i wygodne, ale po co podkładać sobie kłody pod nogi?

Nadwrażliwość na produktu pszenne i z glutenem
Co było pierwsze - alergia na gluten, czy io? To jak z kurą i jajkiem. Niestety, post nie zaleczył w żaden sposób problemu. Nastąpiło wręcz pogorszenie mojej toleracji. Po poście zjadłam trzy małe uszka w barszczu - wieczorem, rano wstałam z ropnymi wypryskami. Przed postem jak zjadłam taką ilość raz czy dwa w okresie Bożego Narodzenia, dodając nieraz trochę innych produktów, nic drastycznego się nie działo. Zrobiłam więc test bułeczkowy. Zjadłam kajzerkę z masłem kilka dni później. Ulala. Do dzisiaj leczę niektóre 'niespodzianki', a jelita bolały mnie przez dwa dni. Zatem  nieprędko sięgnę nawet po pieczywo żytnie, które wcześniej w małych ilościach było jedynym tolerowanym. Szkoda. Bo kto nie kocha pysznego świeżego chlebka z masełkiem, szyneczką i roztopionym serem?

Waga
W czasie postu, przygotowania i wyjścia z niego spadło niecałe 4 kilo. Ktoś powie, że to niewiele. Dla osób z IO i hoperinsulinemią to rewelacyjny wynik, nawet jak zajął dwa miesiące by osiągnąć.
Dużej różnicy w obwodach nie ma, ale moje stawy i kręgosłup są wdzięczne za każdy gram mniej z wagi, którą muszą nosić. 
W zasadzie jedyną widoczną zmianą w obwodach, to zmniejszenie na udach (po 3 cm każde), spodnie spadają mi z bioder. Z innych obwodów - spadło w pasie centymetr, więc minimalnie. Znajomi mówią, że na buzi "zmizerniałam" ale wyglądam na bardziej wyspaną. Ja tam nie widzę w lustrze. ;-)

Badania
Będę robiła wyniki badań  mniej więcej w lutym, bo za często krzywej cukrowo-insulinowej nie wolno powtarzać. Jestem ciekawa, co wykażą. 

Co dalej..?
Po tym poście ewidentnie polepszyło się moje codzienne życie - wreszcie śpię! Normalnie, naturalnie, tak jak być powinno. Mam nadzieję, że to oznaka że trzustka przestała tak szastać insuliną :) Samopoczucie bardzo dobre. Trochę schudłam (ale długa droga przede mną). Po wyjściu ma więcej energii - na samym poście ten sam marazm codzienny jak przed postem. 

Dalej będę kontynuowała wychodzenie a wiosną zrobię kolejny post. Wychodzę z postu po swojemu. Niestety, nie zgadzam się z dr Dąbrowską co do zdrowego żywienia. Produkty zbożowe i nabiał, mimo że spożywam sporadycznie (i ostrożnie...) kojarzą mi się jako czyste zło. Z postem czy bez, i tak jadłam warzywa kilogramami. Różnica dotyczy białka - jestem wszystkożercą, i źródła tłuszczu - nie preferuję roślinnego. Nie jestem i nie zamierzam być weganką, ideologie o cierpieniu zwierząt na produkcję jedzenie to dla mnie hipokryzja. Sprawdziło się u mnie jedzenie mięsa, ryb, jajek, warzyw, unikanie soi i produktów zbożowych, jedzenie jak najmniej przetworzone bo inaczej jak skuszę się na coś spoza tej listy, to potem skutki w postaci nagłych +5 kilo na wadze czy ataku trądziku są gwarantowane.

Kolejny post będę musiała inaczej przeprowadzić. Nie chcę mieć ran na dłoniach z powodu niedoborów, zwłaszcza że cukrzykom goi się znacznie ciężej, czy gorzej widzieć. Wprowadzenie do postu będzie zawierało do ostatniej chwili tłuszcze, w których witaminy będą miały szansę się rozpuszczać, i to będzie pierwsze co wprowadzę przy wyjściu. Czy będzie to też ponad 3 tygodnie? Nie wiem, czy się uda organizacyjnie albo czy prewencja zapobiegnie nieprzyjemnościom. Jeśli tak, będę starała się  zrobić pełen post - czyli nawet 42 dni. Z wychodzeniem zajełoby to praktycznie 3 miesiące. Na pewno będzie kolejne podejście. Post w trzy tygodnie zrobił to, czego leki nie zrobiły przez pół roku. 

W międzyczasie zostają tzw. przypominajki - czyli krótkie posty przypominające. 





sobota, 10 sierpnia 2013

Efekty po dziewięciu miesiącach od rzucenia diety dr Dąbrowskiej

Minęło dziewięć miesięcy od zmiany sposobu żywienia i odejścia od diety dr Dąbrowskiej na rzecz diety niskowęglowodanowej.
W tym czasie moja waga tak dużo się nie zmieniła, wciąż ważę jeszcze trochę ponad 60 kilo, ale zaraz pewnie zobaczę 5 z przodu. Nieduży sumaryczny ubytek kilogramów jest związany z odbudową tkanki mięśniowej. Jeszcze trochę mi zajmie dojście do formy ;) ale na dzień dzisiejszy nie jest żadnym problemem aktywność fizyczna. Kiedyś, mimo że ciągle zmuszałam się do treningów, nie były one efektywne, a po przejechaniu paru kilometrów rowerem umierałam... Ogólny stan wyczerpania minął jak ręką odjął, 20-30 km dziennie teraz to pikuś :)

Do zobrazowania zmian, posłużę się przykładem - w talii spadło mi prawie 30 cm. Po wakacjach będzie ponad tą wartość. Całe ciało wyszczuplało ogromnie, zmieniła się kompozycja. Góra to już 36, dół 38 - więc jak obiecałam, melduję efekty :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Kapitulacja

Dzisiejszy post będzie o przyznaniu się do błędu. 

Nie, nie błędu w tym że chcę schudnąć, czuć się lepiej, lepiej wyglądać. Już jest lepiej... i to nie dzięki diecie Dąbrowskiej. Z perspektywy czasu widzę, że wybór diety dr Dąbrowskiej, chociaż wtedy w zasadzie racjonalny jak na wiedzę wówczas posiadaną, ani problemów nie rozwiązał a jedynie nieco pomógł w kwestii odstawienia śmieciowej przetworzonej żywności i dostarczenia więcej naturalnych witamin i minerałów niż spożywałam wcześniej. 

W kwestii odchudzania, utraty wagi, samopoczucia, likwidacji migren - nie tylko nie pomogło w dłuższej perspektywie, ale i wręcz pogorszyło. Migreny, które miałam na tej diecie, to była tragedia. Poza tym po zakończeniu postu, dieta ta nie wdraża do ciągu dalszego - niestety. Nie uczy odżywiania, które rozwiązuje problemy. Jest świetne dla osób zatrutych śmieciowym jedzeniem, głęboko niedożywionych i którym brakuje składników odżywczych. Cóż, mój problem nie na tym polegał... miałam ogromne problemy nie tylko z chudnięciem ale i utrzymaniem wagi, do tego dołączyły się problemy ze zdrowiem i hormonami. Klasyczne diety nie pomagały, tzw. zdrowe żywienie też albo niewiele. Można się załamać, co nie? 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Eksperymenty - a propos Taubesa

... wygląda na to, że wiele tego, co napisał w swojej książce sprawdza się w praktyce. Chociaż z pierwszego pozornego wrażenia, niewiele ma wspólnego z dietą dr Ewy Dąbrowskiej, to jest to wyłącznie pozór. 

Oba sposoby powrotu do zdrowia i właściwych wymiarów kładą duży nacisk na to, by wyrzucić z jadłospisu przetworzoną żywność będącą bardziej efektem pracy chemików niż wartościowym pożywieniem. Taubes w krytyce żywienia opartego na węglowodanach wcale nie umniejsza znaczenia żywności bogatej w witaminy, mikro i makro elementy i wszystkie te potrzebne substancje. Wręcz przeciwnie, przytacza sporo przykładów niedożywienia przez osoby otyłe i zasysania niewielkich ilości tych elementów przez tkankę tłuszczową niczym pasożyta na całym organizmie.

środa, 7 listopada 2012

piątek, 2 listopada 2012

Teorie G. Taubesa - Dlaczego tyjemy i jak sobie z tym poradzić?

Szukając informacji na temat powiązania żywienia i hormonów natknęłam się na publikacje G. Taubesa i w ręce wpadła mi tytułowa. Książki nie przeczytałam jednym tchem, nie było na to warunków jak również pewne kwestie zawarte w tej książce wymagały przetrawienia.

Szczerze napiszę, pierwszy raz zetknęłam się z logicznym uzasadnieniem, dlaczego moje zeszłoroczne próby odchudzania przyniosły kiepskie wyniki mimo starań, skąd te marne efekty z poprzednich miesięcy stosowania tzw. zdrowego żywienia na moją wagę i zdrowie... no i przede wszystkim przeczytałam odniesienia do badań o powiązaniu problemów hormonalnych z rozrostem tkanki tłuszczowej kosztem innych tkanek (Taubes przytacza opinie, że niekiedy tkanka tłuszczowa zachowuje się podobnie do komórek raka).